Boski pierwiastek wody

Kamienczyk_4Od dawien dawna, ludzie żyli i obcowali z natura, doceniali i respektowali jej wielką siłę. Oddawali cześć żywiołom wierząc w ich boskie pochodzenie, gdyż to od nich zależał ich byt. Bogowie, w których wierzyli, nosili atrybuty związane z najpotężniejszymi żywiołami, jakimi obdarzyła nas przyroda. Nie inaczej było z wodą – w swej  nieobliczalności potrafiła być potulna jak baranek, a innym razem groźna jak najdziksza bestia.

Wodzie poświęcano wiele rytuałów i uważano ją za boski pierwiastek dający życie. Odgrywała ona również wielką rolę w wielu religiach.

Mitologia indyjska mówi o pierwotnej wodzie, z której wyrósł przepiękny kwiat lotosu, z którego wyłonił się Brahma – Bóg Stwórca i Wielki Architekt tworzący Uniwersum na podobieństwo wcześniejszych światów, które zachował w swojej pamięci. Hindusi do dzisiaj obmywając się też wodą świętej rzeki Ganges wierzą, że doznają oczyszczenia, a nie inaczej jest u chrześcijan, którzy dokonują chrztu wodą. Babilończycy opowiadali o matce Tiamat, personifikacji słonych wód oceanu oraz jej partnerze – ojcu Apsu, jako personifikacji wody słodkiej. Z ich połączenia powstała pierwsza rasa bogów, których potomkowie stworzyli z pierwotnego morza niebo i ziemię. Po zabójstwie Tiamat przez Marduka z jej oczu wypłynęły dwie potężne rzeki: Tygrys i Eufrat.

Pozostańmy jednak na naszych słowiańskich ziemiach. Być może mitologia i wierzenia słowiańskie nie są tak bogate jak greckie czy rzymskie, mimo to nasi pradziadkowie również wierzyli w potężną moc wody i oddawali jej cześć, modląc się do bóstwa wody – Ślęża, od którego nazwę wzięła też święta góra Prasłowian – Ślęża – czyli „mokra”. Góra ta miała wielkie znaczenie sakralne dla wielu dawnych plemion, byli to zarówno przedstawiciele kultury łużyckiej, ale prawdopodobnie również plemiona celtyckie i germańskie. Ślęża, położona jest ok. 30 km na południowy zachód od Wrocławia, jest jednym z najważniejszych centrów kultowych na terenie Polski. Nie bez powodu zwie się ją Śląskim Olimpem. To z jej serca tryska źródło wody, która miała uzdrawiającą moc, w co mocno wierzyli nasi dziadkowie.

O tej życiodajnej wodzie opowiadano bajki i krążyło wiele legend, w których bohaterowie wyruszali do jej cudownych źródeł po „żywą wodę”, która pomagała chorym i umierającym. Jedna z tych legend opowiada o Radosławie i jego dwóch starszych braciach, Bogusławie i Świętosławie, którzy byli do żeniaczki gotowi, ale też i trochę zarozumiali, przechwalali się tylko jeden przed drugim, jacy to oni są wspaniali, mądrzy, przystojni. Do pracy brali się raczej niechętnie i za nic mieli sobie najmłodszego Radka. Tak, więc ten ostatni stał się ulubieńcem rodziców i ich największą pociechą. Chętnie pomagał i rozweselał starzejących się już rodziców. Jak to w bajkach często bywa, nieopodal rodzinnego domu trzech braci mieszkała starsza wdowa ze swoją piękną córką Radunią, do której uderzali w konkury wszyscy kawalerowie z okolicy, nie zabrakło też Bogusława i Świętosława. Jednak młoda panna wielką przyjaźnią obdarzyła Radka, z którym często spędzała czas, wspólnie ratowali zwierzęta, które wpadły w sidła i inną zwierzynę, która była w potrzebie.

Jednej wiosny, kiedy drzewa pięknie już się zazieleniły i najważniejsze prace w polu mieli już za sobą, matka poważnie się rozchorowała. Nie pomagały żadne domowe sposoby, ani sadło z bobra, ani napary z ziół, które przygotowywała matka Raduni, ani odprawianie uroków czy czarów, które czyniła nad staruszką przyprowadzona przez starszych synów znachorka z bagien. Synowie tracili już nadzieję, bo matula gasła w oczach. W tym czasie przez ich wieś wędrował starzec, który zatrzymał się pod starym, rozłożystym dębem w środku wsi i usiadłszy pod nim grać zaczął na skrzypkach. Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi ustała jego muzyka i wtedy to okoliczni mieszkańcy słuchający granych przez niego melodii rozmawiać z nim zaczęli, a że wędrował on od lat przez całą krainę tedy wiele mądrych rzeczy opowiadać im zaczął.

Wśród słuchaczy byli również trzej bracia, do których zwrócił się starzec, informując o jedynym sposobie uzdrowienia ich matki. A było to poświęcenie, odwaga i oddanie, jakimi mieli wykazać się idąc na sobotnią górę i u jej szczytu zaczerpnąć wody z zaczarowanego źródła. Jest to woda życia, jednakże w drodze na szczyt nie można obejrzeć się ani razu, gdyż w głaz zamienia się człowiek. Najstarszy z braci Bogusław naśmiewając się z Radka, że nie jest zbyt odważny by czynu tego dokonać wyruszył o świcie do czarodziejskiego źródła. W pogodne dni sobotnią górę widać było ze wzgórza za wsią, nikt tam jednak nie chodził, bo dziwną sławą była góra ta owiana. Jej szczyt często w chmury spowity znany był z tego, że w czasie burz pioruny uderzały w niego bardzo często. Mawiano, że to za sprawą złych mocy i czarownic, które tam się na sabatach spotykały.

Obawiano się, więc o los Bogusława. Kiedy ten od tygodnia nie wracał Świętosław postanowił wyjść na szczyt góry. Mijały dni, a matka traciła coraz bardziej siły, widząc to Radek wziął dwa dzbany, ucałował rodziców i wyruszył w drogę. Szedł dzień cały, aż przed zachodem słońca stanął u stóp góry. Pod młodym dębem umościł sobie posłanie i spać się położył. Przyśniła mu się w nocy Radunia, która we śnie przestrzegała go by na głosy żadne uwagi nie zwracał. Kiedy świt wstał ruszył przed siebie, przedzierał się przez gęsty las, wśród głazów o dziwnych kształtach.  Szedł przed siebie, a z tyłu wciąż nawoływania, krzyki i szepty za sobą słyszał. Ale mimo strachu wielkiego miał przed oczami matulę chorą oraz piękną twarz Raduni zatroskanej o jego los.

Zanim jednak dotarł na szczyt rozpętała się straszliwa burza, a wyobraźnia w ciemności zaczęła płatać mu figle. Sam już nie wiedział, co też tak wyje w ciemnym lesie, czy to tylko wiatr, czy może jakieś zwierzę okrutne, aż nagle wszystko ucichło, słońce wyszło zza chmur, a oczom Radka ukazało się małe źródełko. Napił się Radek wody i zaczerpnął jej do dzbanów pamiętając o chorej matce. Schodząc w dół, co chwila zatrzymywał się i wodą z dzbanów skrapiał napotkane głazy. Po pewnym czasie w dół schodzić z nim zaczęli nieszczęśnicy, którzy w głazy zostali zamienieni, a wśród nich bracia Radka. W trójkę wrócili do domu i uzdrowili umierającą matkę. A wdowa tkaczka swą piękną córkę Radunię odważnemu Radkowi za żonę oddała. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Warto może odwiedzić tereny „Polskiego Olimpu” i zaczerpnąć wody z zaczarowanego źródełka, tryskająca z niej woda ma podobno po dziś dzień dobre własności bioenergetyczne. Po jej wypiciu wzrasta biowitalność organizmu.

Niezwykle ciekawym miejscem, choć dziś bardzo zaniedbanym, są tzw. Święte Źródła u podnóża Ślęży. Przybywający na świętą górę pielgrzymi dokonywali w nich rytualnego oczyszczenia ciała i duszy. Obmyci podążali na wierzchołek świętej góry. Drogę oświetlały im palące się na szczycie ogniska. Potężny blask buchał również z dwóch ogromnych, drewnianych belek skrzyżowanych w znaku Słońca. Ludzie zanosili na wierzchołek Ślęży gliniane krążki symbolizujące Słońce i Księżyc. Skupieni wokół sanktuarium, oczekiwali na wschód słońca, które oświetlało swymi promieniami kamienny krąg. Jak widać w dawnych czasach wodę stawiano na piedestał i uważano ją za kolebkę życia, odgrywała wielką rolę w religiach, a nawet bajkach i podaniach.

A dziś? My ludzie XXI wieku, kulturalni i wykształceni absolutnie nie szanujemy i nie dbamy o wodę. Jeżeli będzie to dalej trwało zemści się na nas w niedalekiej przyszłości. My współcześni, nowocześni ludzie nie zastanawiamy się nad rolą i właściwościami wody, uważamy, że skoro była ona od tak dawna, to będzie zawsze. Sami sobie zgotujemy okropny los, kiedy przez naszą dewastacje wodnego środowiska będziemy walczyć o każdą cenna krople wody.